Zapasy – sport, który łączy ludzi
- Strona Główna
- /
- SPORT MILICZ
- /
- Zapasy – sport, który...
Zuzanna Horbik należy do najwybitniejszych przedstawicielek młodego pokolenia zapaśniczek. Ostatnimi czasy została mistrzynią Polski w Kielcach, a ważne sukcesy odniosła też w Boguszowie-Gorcach, w tym również na płaszczyźnie międzynarodowej. O emocjach towarzyszących odniesionym triumfom oraz o pięknie tej dyscypliny sportu z zawodniczką milickiego Bizona, jej tatą i trenerem – Radosławem, a także trenerem Dawidem Jędrzejkiem rozmawiał Maciej Sierszulski.
Jak zrodził się pomysł na przygodę z zapasami?
Zuzanna Horbik – Tak naprawdę wszystko zaczęło się dzięki mojemu tacie. Kiedy byłam mała, a on jeszcze trenował, to często bawiłam się na macie, skakałam, robiłam przewroty. Z czasem zaczęłam trenować i po prostu to pokochałam.
I udaje się osiągać spore sukcesy. Jakie to uczucie zostać mistrzynią Polski?
ZH – Na pewno bardzo się cieszę z tego tytułu. Po półfinałowej walce, wiedząc, że dostałam się do finału, długo nie mogłam w to uwierzyć. Nie docierało to do mnie przez kilka minut i byłam w dużym szoku. Na te mistrzostwa jechałam z nadzieją na zdobycie brązowego medalu i to cudem. Kiedy udało się wywalczyć tytuł mistrzowski, długo nie dowierzałam, ale strasznie się cieszyłam i to było fajne.
Ten duży sukces został poparty zwycięstwami w Boguszowie-Gorcach. Najpierw w lidze kobiet, a później w międzynarodowych zmaganiach, z bardzo wymownym zdjęciem po finałowym triumfie nad Niemką. Czy odczuwasz różnicę w konfrontacjach na poziomie krajowym i międzynarodowym?
ZH – Różnica na pewno jakaś jest. Wychodząc do takiej walki, mam myśli, że to będzie trudna przeprawa, bo to zmagania z obcokrajowcem. Natomiast zawsze staram się utrzymywać nastawienie bojowe i dawać z siebie wszystko.
Odwołując się do tej samej imprezy oraz spotkania z Árpádem i Sofią Ritterami, czy można rzec, że wspomnienia wróciły, a i w Polsce, i na Węgrzech w tych przypadkach jabłko padło naprawdę niedaleko od jabłoni i sukcesy ojców przekuwają się na sukcesy potomstwa?
Radosław Horbik – Dla mnie to jest coś niesamowitego. Zaraziłem jedną córkę zapasami, następnie druga poszła w moje ślady. Z córką faceta, z którym ja rywalizowałem, teraz sparuje moja latorośl. Razem trenują, biegają, kumplują się. To jest coś cudownego, że teraz ona poznaje to, na czym ja wyrosłem, co mnie ukształtowało. Dlatego tak kocham tę dyscyplinę sportu. Moje córki nie muszą być najlepsze, natomiast strasznie zależy mi, żeby poczuły to, co ja i zobaczyły, jak zapasy mnie ukształtowały, dlaczego jestem takim człowiekiem, a nie innym.
Czyli tak, jak choćby rodzice wyznaczają drogę prawnika czy lekarza dla swoich dzieci, tak Pan wyznaczył drogę zapaśniczą?
RH – Myślę, że nie robiłem tego celowo. Po prostu zapasy u nas są w domu. Najpierw starsza – Karolina – zaangażowała się w tę dyscyplinę, potem zaczęliśmy jeździć na treningi z Zuzią. Trener Jędrzejek się zaangażował, przyjeżdżał po nią, zabierał na trening do Krośnic i odwoził. Zatem to nie tylko ja, trener też miał duży wpływ na fakt, że weszła do tej dyscypliny. Bardzo mnie to cieszy.
Od trenerów sportów indywidualnych miałem okazję usłyszeć, że zawodnicy z najwyższej półki są w pewnym sensie wygodni do trenowania, bo nie trzeba ich dodatkowo motywować. A jakie jest zdanie milickiego trenera na ten temat?
Dawid Jędrzejek – Trudno mi określić pracę z zawodnikami na najwyższym poziomie, bo moi wychowankowie nie doszli wiekowo do poziomu seniorów. Myślę natomiast, że zarówno trener kadry narodowej ma bardzo trudną pracę, jak i trenerzy u podstaw, czyli ci na samym dole, zbierający narybek, żeby poprzez pryzmat czasu ilość przekuć na jakość. Są aspekty mówiące, że ciężka jest praca z dorosłymi, ukierunkowanymi na sukces zawodnikami, ale wiele ciężkich czynników wpływa też na trenerów u podstaw.
Jakie są Pana odczucia odnośnie sukcesów, zwłaszcza w ostatnim czasie, gdy jest Pan przy macie i pomaga je osiągać?
DJ – To są przede wszystkim niesamowite emocje, zarówno dla Zuzi, jak i dla mnie. Na mistrzostwach Polski walczyliśmy razem, Zuzia na macie, a ja w narożniku. Myślę, że to ja bardziej się stresowałem. Nie chciałem zawieść trenera Radka, który wówczas nie mógł być z nami w Kielcach, bo uczestniczył w mistrzostwach świata wojskowych w Teheranie. Chciałem po prostu nie dać plamy, zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, i się udało, odnieśliśmy wielki sukces. Zuzia, przez swoją skromność, mówi, że jechała po brąz, ja w to nie wierzę, to był wyjazd po złoto. Oczywiście nikt tego na głos nie mówił, bo nie wieszamy medali na szyi przed zawodami. Natomiast wszyscy spodziewaliśmy się, że to będą trudne walki. Poprzeczkę w najliczniej obsadzonej wadze zawieszono naprawdę wysoko, o czym świadczy fakt, iż zeszłoroczna mistrzyni zajęła teraz ósme miejsce w tej kategorii. Patrząc na zapisy na kartach, może się wydawać, że nie było ciężko, bo wszystkie walki Zuzia wygrała przewagą techniczną dziesięciu punktów lub przez rzut na plecy, ale wcale nie było tak łatwo.
Porównując ostatnie sukcesy z poprzednim rokiem, łatwo dostrzec spory progres. Czy zakłada Pan, że to się utrzyma i na każdej imprezie celem będzie już tylko złoto?
DJ – Każdy trener tego by sobie życzył, ale przede wszystkim jest to proces, na który wpływa wiele czynników. Szczególną rolę odgrywa tu szkoła. Zuzia jest w ósmej klasie, za chwilę rozpocznie naukę w szkole średniej. Taka zmiana również wpływa na zawodnika, ale jesteśmy dobrej myśli. Spokojnie będziemy przygotowywać się do kolejnych startów, a co życie przyniesie – zobaczymy.
A propos szkoły – jak udaje się łączyć obowiązki ucznia i sportowca?
ZH – Czasami zdarza mi się opuścić trening, przez naukę na kartkówki lub sprawdziany, ale jest to dość rzadkie. Ostatnio musiałam opuścić parę treningów, bo przez obozy i zawody miałam sporo do nadrobienia przed przejściem na naukę zdalną.
A co według Panów stanowi najważniejszy czynnik w osiąganiu sukcesów w sporcie?
RH – Przede wszystkim systematyka i zaangażowanie. Niektórzy ludzie byli bardzo zdolni, lecz nie mieli właśnie systematyki. Z Zuzą pracujemy nad tym, żeby nie tylko przyszła na trening, ale też dała z siebie sto procent. Trzeba się w to zaangażować, wiedzieć, po co się przychodzi i myśleć o tym, co się robi.
DJ – Ja, jako trener u podstaw, dodałbym jeszcze współpracę rodziców z trenerem i klubem. To niezwykle ważne u młodych sportowców. Młody człowiek ma bardzo wiele pokus, np. komputer czy spotkania z rówieśnikami. A niestety życie sportowca to wiele wyrzeczeń, bo jest obóz, bo są zawody. To często powoduje myśli o odpoczynku, o rezygnacji. Wtedy bardzo ważną rolę odgrywają rodzice, by porozmawiać z trenerem, by zmotywować i wesprzeć w trudnym momencie. Rodzinę Horbików można postawić za wzór w kwestii tego, jak wspierać dziecko na sportowej drodze.
No właśnie, czy przez wymaganą systematykę i samozaparcie nie brakuje spotkań z rówieśnikami?
ZH – Czasami brakuje. Gdybym natomiast miała wybierać między zapasami a spotkaniami z przyjaciółmi, wybrałabym zapasy. W pewnym sensie to jest moja miłość. Uwielbiam rywalizację, walkę na macie.
DJ – Zuzia jest na takim poziomie, że już ma przyjaciół na zawodach, na obozach. I to też dużo ułatwia.
RH – Zuzia wielu przyjaciół poznała na macie, a ze mną było tak samo. Znamy się do dzisiaj, wyjeżdżamy na wspólne wakacje. To społeczeństwo zapaśnicze jest wąskim gronem ludzi. Piękne są właśnie te spotkania po 15 czy 20 latach.
DJ – Dużo łatwiej nawiązać relacje z drugą osobą, która ma tę samą pasję, kocha to, co my. Jedziemy razem na obóz, równie mocno przeżywamy sukcesy i porażki, a także równie ciężko pracujemy. Najpiękniejsza strona zapasów to fakt, że są sportem łączącym ludzi. Dzięki tej dyscyplinie tworzą się przyjaźnie międzymiastowe i międzynarodowe.
Comments are closed