Uciążliwi „lokatorzy” uprzykrzają życie
- Strona Główna
- /
- Aktualności
- /
- Uciążliwi „lokatorzy” uprzykrzają życie
– Jestem bezsilny. Od pięciu lat bezskutecznie proszę zarządcę o pomoc. Odpowiedzią jest cisza. Dlatego postanowiłem poinformować o tej sytuacji lokalne media. Pomóżcie – tak Adam Modrzyński tłumaczy powody swojej decyzji.
Z podanych przez niego faktów wynika, iż od 2015 roku dzieli on swoje mieszkanie nie tylko z najbliższą rodziną, lecz także z uciążliwymi lokatorami, tj. karaczanami prusakami. – Zaczęło się od remontu, który wykonywała mieszkająca jedną kondygnację wyżej sąsiadka – rozpoczyna krotoszynianin. To właśnie wówczas w jego mieszkaniu pojawiły się te owady. A. Modrzyński, jako człowiek z natury życzliwy, nie chciał początkowo wiązać pojawienia się nowych „lokatorów” z tym zdarzeniem. Wkrótce poznał prawdę, którą przekazała mu jedna z sąsiadek. – Zauważyła bowiem, jak te owady podczas remontu zaczęły szukać innego lokum. Tak wybrały nasze mieszkanie, niejako honorując je – stwierdza.
Okazało się to jednak początkiem kłopotów. Wkrótce owady miał wszędzie. Pojawiały się w kuchni, łazience, spotykał je chodzące po podłodze czy w rzeczach osobistych. Postanowił zatem działać. – Dla mnie bezpieczeństwo moich najbliższych jest najważniejsze – mówi nasz rozmówca. Nie mógł pozwolić, by szczególnie przedstawiciele najmłodszego pokolenia zetknęli się z robactwem np. podczas wspólnych zabaw w domu. Od początku postawił na profesjonalizm. Kupił środki do zwalczania owadów. Zaczął je stosować na olbrzymią skalę. Prosił domowników o opuszczenie mieszkania, a on w tym czasie robił dezynfekcję. Niestety, te działania przyniosły niemiłe konsekwencje. Zaczął bowiem uskarżać się na problemy zdrowotne. Od tego czasu leczy się w szpitalu na płuca. W 2019 roku przebywał w placówkach leczniczych aż pięć razy.
Od 2015 roku jego walka z owadami nie ogranicza się do samotnej potyczki z nimi, lecz zaangażował w to pozostałych lokatorów. Wraz z żoną Honoratą był inicjatorem pisma, w którym poruszono dwie kwestie – wycięcia drzew przed blokiem i poinformowanie zarządcy, czyli PGKiM, o problemach z owadami. Wkrótce wspólnota zamieszkująca blok na os. Szarych Szeregów mogła ogłosić połowiczny sukces. Drzewa usunięto i zbudowano tam parking dla samochodów. – Sprawę walki z robactwem jednak pominięto – mówi rozgoryczony mieszkaniec. Jak dodaje, bardzo go zabolało działanie urzędników PGKiM-u. Oni wskazywali, że ten problem rozwiąże wspólnota. Kazano zwrócić się do Mariana Walczaka, który reprezentował wspólnotę.
– Był jeden szkopuł. Nie mieliśmy wtedy wykupionego mieszkania, zatem reprezentowała nas komunalka – wyjaśnia A. Modrzyński. Dlatego żona odwiedziła siedzibę PGKiM. – Tam zakomunikowano jej, iż tym powinna się zająć wspólnota, a nie spółka. Znaleźliśmy się między młotem a kowadłem. Czuliśmy się jak namolni petenci – stwierdza.
Z decyzją o wykupie mieszkania na własność też się wstrzymywali w ostatnim czasie. Małżeństwo domagało się najpierw rozwiązania uciążliwego problemu. Wiedzieli, że ewentualna sprzedaż nieruchomości z lokatorami znacznie obniży wartość nieruchomości. Przedłużający się czas załatwienia sprawy spowodował jednak, że 2 lipca dokonali tej transakcji.
A. Modrzyński obecnie zmienił taktykę walk z insektami. Nie stosuje na taką skalę środków chemicznych, lecz kupił specjalne lampy. Nie są one już tak skuteczne jak chemia, toteż w ostatnim czasie problem powrócił. – Obecnie zabijamy po kilka sztuk w ciągu dnia, a właściwe po nocy, gdy są one najbardziej uciążliwe – mówi. Próbował też tę sprawę załatwić kompleksowo z sąsiadami. Niestety, ci nie chcą się zjednoczyć w wysiłkach, by zniszczyć wspólnego wroga.
A jak do sprawy odnoszą się pracownicy PGKiM? Kierownik Zakładu Gospodarki Komunalnej, Waldemar Binkofski, informuje, iż problem jest mu znany. Jednak jego rozwiązanie nie jest tak proste, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. – Dlatego natychmiast skontaktuję się z członkami zarządu – zapowiedział, dodając, iż poinformuje ich o możliwych działaniach. Jednak to oni muszą wydać wiążące decyzje. Wszak takie zlecenie wiązać się będzie z kosztami.
Jak zapowiadał, tak zrobił. Dodatkowo W. Binkofski, by zorientować się w sytuacji, pojechał dokonać wizji lokalnej. Wtedy spotkał się z właścicielami mieszkań. – Dowiedziałem się, że problem, oprócz lokalu państwa Modrzyńskich, jest znikomy – stwierdza. Owady pojawiają się rzadko, niemniej są. Nie zastał też nikogo z mieszkania na pierwszym piętrze, które wskazywano jako źródło problemu. Ponowi zatem próbę niebawem. Jak twierdzi, obecnie jego działania będą polegały głównie na informowaniu o kosztach przedsięwzięcia. – Będę namawiał lokatorów do kompleksowych działań, skutkujących zwalczeniem plagi. Ale jeśli zdecydują się tylko na dezynfekcję piwnic i części wspólnych, to na tym skupimy nasze działania – wyjaśnia W. Binkofski.
PAWEŁ KRAWULSKI
Comments are closed