Trzeba utrzymywać motywację do działań
- Strona Główna
- /
- SPORT MILICZ
- /
- Trzeba utrzymywać motywację do...
Jakub Kęsy to bardzo zdolny, nastoletni i już utytułowany zapaśnik. W minionym roku po raz trzeci z rzędu triumfował na Mistrzostwach Polski Młodzików. O przeżyciach, właściwym nastawieniu i kwestiach ważnych nie tylko w sporcie z zawodnikiem Olimpii Cieszków, a także z trenerem Leszkiem Wośkiem rozmawiał Maciej Sierszulski.
Jak rozpoczęła się Twoja kariera zapaśnicza?
JAKUB KĘSY – Mój tata trenował w młodości. Na pierwszy trening zaprowadził mnie kolega Bartosz Sołtys, bardzo utytułowany zawodnik.
I zapasy stały się miłością od pierwszego wejrzenia?
JK – Na początku właśnie nie do końca tak było. Duży udział miał trener. To on, gdzieś po około roku, można rzec wstrzyknął we mnie pasję do tego sportu. I tak zostało.
Trener miał okazję współpracować również z Grzegorzem Kęsym. Czy ojciec i syn są podobni pod względem stylu walki?
LESZEK WOSIEK – Grzegorz był moim pierwszym wychowankiem, który zdobył medal na arenie krajowej. Jego charakterystyczna akcja to „wywrotka i rzut przez ramię”, którą zaskakiwał rywali. W ten sposób zdobył wicemistrzostwo Polski. Kuba natomiast ma dużo wszechstronniejszą technikę. Potrafi rzucić, zejść do nóg, sprowadzić do parteru i bardzo dobrze wybronić nogi. Różnice mogą wynikać też z walk w innych wagach. Grzesiek startował w cięższych kategoriach, przez co miał inny zasób techniczny i wykonywał inne akcje.
A jakie emocje towarzyszą tak ważnym osiągnięciom jak trzykrotny triumf na mistrzostwach Polski?
JK – Zdobywając tytuł po raz pierwszy, bardzo się cieszyłem. Nie sądziłem, że mogę tak wiele osiągnąć. Z każdym kolejnym tytułem radość malała, choć ciągle była wielka, co wydaje się logiczne. Wywalczyłem też piąte miejsce na mistrzostwach Europy, z czego również jestem bardzo zadowolony.
Czy trener równie mocno przeżywa sukcesy i porażki jak jego wychowankowie? Wszelkie toczone walki, do których przygotowuje Pan podopiecznych, w trakcie których podpowiada im przy macie, w przerwach między pojedynkami, traktuje Pan jako osobiste zwycięstwa lub gorycz porażki do przełknięcia?
LW – Sukces dotyczy zarówno zawodnika, jak i trenera. Porażki zaś bolą, wywołują łzy u walczących, a i szkoleniowcom oko się zaszkli. Trener powinien umieć znaleźć przyczynę błędu i podzielić się z zawodnikiem, mówiąc co lepiej można było zrobić po każdej ze stron. Wspólnie cieszymy się z sukcesów, razem też przetrawiamy porażki.
A czy ważniejsze jest właściwe przygotowanie przed zawodami, czy podpowiedzi w trakcie walk lub pomiędzy starciami?
LW – Wszystkie te elementy są bardzo istotne. Trzeba trzymać rękę na pulsie w każdej sytuacji. Poświęcamy wiele czasu na treningi, to wymaga sporo wysiłku. Każdy szczebelek trzeba jednak doprowadzić do końca. Nie wystarczy pojechać dobrze przygotowanym, trzeba też zadbać o nawet najkrótszy moment rywalizacji, pozostawać czujnym.
Na ostatnich mistrzostwach Jakub w finale wziął odwet za Maksymiliana Tomczaka. Mogło natomiast dojść do bratobójczego pojedynku dwóch przedstawicieli Olimpii o złoto. Czy wtedy przeżycia towarzyszące zarówno zwycięstwu, jak i przegranej byłyby jeszcze większe?
LW – Na pewno byłaby większa satysfakcja, że finał zestawił dwóch zawodników tego samego klubu. Z całym szacunkiem dla Maksa, na razie nie prezentuje on takiego poziomu technicznego jak Kuba, aczkolwiek w sporcie różne rzeczy się zdarzają. Natomiast starcie dwóch cieszkowian stanowiłoby miły akcent, pokazujący, że zdominowali rywalizację w swojej wadze.
A czy wtedy na Jakubie ciążyłaby większa presja?
LW – Na Kubie i tak ciąży coraz większa presja. Zdobycie tytułu stanowi zobowiązanie do kolejnych mistrzostw Polski. Od trzykrotnego zwycięzcy wszyscy oczekują powiększenia dorobku. Wtedy mogą pojawić się myśli „co, jeśli się nie uda?”. Rolą trenera jest właściwe przygotowanie psychiczne zawodnika. Jednych trzeba pobudzić, innych wyciszyć, zależnie od temperamentu.
Czy Pana zdaniem zawodnicy osiągający wiele w swoich kategoriach wiekowych i wagowych, których na większości imprez stawia się w roli faworytów, są o tyle łatwiejsi do trenowania, że nie trzeba im dodatkowej motywacji?
LW – Wszystko zależy od celu, jaki sobie stawiają. Jeśli mówimy o zawodnikach z dużymi predyspozycjami do zdobycia medalu olimpijskiego, to tak uważam. Ale z drugiej strony pojawiają się przypadki osób osiągających świetne wyniki, które nagle przerywają karierę. Wówczas powinien działać trener, dowiedzieć się, co się stało, gdzie leży problem i pomóc zawodnikowi.
Co trzeba robić, by nie spuszczać z tonu i utrzymywać się na szczycie?
JK – Przede wszystkim regularnie trenować, bez tego nie ma sukcesów. Liczy się też wsparcie trenera, rodziców, kolegów, sparingpartnerów. Szczególnie zaś trzeba utrzymywać motywację do działań, bez tego nie ma nic.
Priorytet stanowią zapasy? Czy może szkoła bierze górę?
JK – Zapasy są bardzo ważne, ale muszę też pamiętać o nauce. Na razie wszystko udaje się łączyć. Zawody najczęściej są w weekendy, chyba że chodzi o najpoważniejsze imprezy, jak mistrzostwa Polski. Wówczas opuszczam tylko piątek w szkole. Dlatego idzie bardzo dobrze.
LW – Pewien poziom nauczania musi zostać zachowany. Nigdy nie stawiajmy sportu nad nauką. Wiadomo, nie każdy będzie wielkim sportowcem, ale trzeba umieć łączyć obie rzeczy. Cieszę się, że Kuba to rozumie. Każdy zawodnik kiedyś kończy karierę. Jeden zostając mistrzem województwa, inny po sukcesie krajowym, kolejni triumfując w Europie czy na igrzyskach olimpijskich. Jeżeli ktoś został medalistą igrzysk olimpijskich, to dostanie sportową emeryturę, która zapewni mu środki do życia. Natomiast kończąc na etapie mistrza juniorów i nie mając szkoły, pojawia się problem. Dlatego dbam, aby moi wychowankowie osiągnęli taki poziom wykształcenia, który po zakończonej karierze sportowej pozwoli im wrócić do życia, znaleźć pracę, odnaleźć się w nowej rzeczywistości.
Comments are closed