Póki walczysz – jesteś zwycięzcą!
- Strona Główna
- /
- Publicystyka
- /
- Póki walczysz – jesteś...
W pięknych okolicznościach przyrody, piątego miesiąca roku pańskiego 2020, pozwalam sobie na refleksje na temat otaczającej nas rzeczywistości. Tzw. epidemia koronawirusa przypomniała mi myśl, którą odkryłem już dobrych lat temu, mianowicie, że świat nie jest taki prosty, jak się większości ludzi wydaje. Często przy takich twierdzeniach pojawia się słowo matrix, tj. życie w iluzji czy ogromna manipulacja, jakiej jesteśmy wszyscy poddawani. Widać to dokładnie na przykładzie nauki, która przestała pełnić swoją pierwotną rolę. Zmienia się ona na podobieństwo religii – z twardymi doktrynami i zasadami, a odstępców traktuje się jak szarlatanów, hochsztaplerów, mówiąc wprost – osoby niewiarygodne. Pojawia się pytanie, jak w tym wszystkim ma odnaleźć się przeciętny Kowalski, skoro otrzymuje sprzeczne informacje zarówno ze strony władz, jak i Ministerstwa Zdrowia czy samych lekarzy.
Sytuacja w naszym kraju i na całym świecie od paru miesięcy przypominała jazdę rollercoasterem. Trudno przewidzieć, gdzie się zatrzymamy, ponieważ koronawirus obudził w ludziach niewyobrażalny strach i niepewność. Władze państw naszej cywilizacji zachodniej odbierają nam coraz mocniej poczucie wolności w imię fałszywego bezpieczeństwa. Wszyscy zachodzą w głowę, jak to się mogło stać i co jest tego przyczyną.
Część tzw. starszych i mądrzejszych uważa, że koronawirus powstał naturalnie. Inni, jak rząd Stanów Zjednoczonych (nazywany żartobliwie „zbuntowaną angielską kolonią” przez jednego z moich lokalnych kolegów dziennikarzy), widzi przyczynę w Chinach, oskarżając je jawnie, że wirus wymknął się spod kontroli i wyszedł z laboratorium w mieście Wuhan.
Co ja uważam? Myślę, że wszystkie opcje są możliwe, ponieważ już dawno stwierdziłem, że wobec każdej władzy, jaka by ona nie była, trzeba zachować dystans i sceptycyzm. Dotyczy to także szerokiego grona autorytetów we wszystkich dziedzinach, ponieważ – jak kiedyś mnie nauczono – „jeśli nie wiesz, gdzie leży prawda, zdaj się na swój własny zdrowy rozsądek i się go trzymaj”.
Szerokie grono lekarzy, wirusologów, ekspertów, polityków, ze Światową Organizacją Zdrowia na czele, do dziś spiera się, czy rzeczywiście koronawirus jest największym zagrożeniem naszych czasów. Codziennie ludzie są faszerowani szeroką gamą informacji, często ze sobą sprzecznych. Weźmy dla przykładu chocby te nieszczęsne maseczki, co niby mają chronić nas i innych przed ewentualnym zarażeniem. Jednocześnie słyszeliśmy wielokrotnie, jak minister zdrowia publicznie zaprzeczał, jakoby maseczki ochronne przed czymkolwiek chroniły. Czy to nie jest czysta hipokryzja?
Kolejna sprawa – na koronawirus narażeni są najbardziej ludzie starsi albo cierpiący na inne schorzenia, co się określa teraz mianem „choroby współistniejące”. Zdecydowana większość osób przechodzi to bezobjawowo, więc ktoś może nawet nie zauważyć tego, że chorował na COVID-19. Dlaczego w takiej sytuacji Światowa Organizacja Zdrowia oraz rządy większości krajów próbują wmówić obywatelom, że stajemy przed groźbą porównywalną do tzw. hiszpanki – epidemii, która 100 lat temu pochłonęła około 100 milionów ofiar? Bardzo dziwią mnie także zapewnienia wszystkich ekspertów w kwestii stworzenia uniwersalnej szczepionki na koronawirus dla całej ludzkości, przy jednoczesnym twierdzeniu, że wirusy w swojej naturze potrafią bardzo szybko mutować. Dlaczego w takiej sytuacji można mówić o jej ewentualnej skuteczności? Na te pytania nie ma oczywiście jasnych odpowiedzi, możemy zdawać się tylko na domysły i często wyszydzane przez wielu teorie spiskowe. Cóż innego nam pozostaje, skoro nie otrzymujemy pewnych informacji od osób, które powinny nam ich udzielić? Czy jest to pretekst do coraz większego ograniczania naszej osobistej wolności obywatelskiej przy jednoczesnym zwiększeniu uprawnień władz? Czy po prostu chodzi o interes koncernów farmaceutycznych, stosujących zasadę „wszystko jest biznesem”, nawet kosztem ludzi?
Jeśli nawet poznamy przyczynę tego chaosu, jaki obecnie mamy, to przyznam szczerze – wątpię, że cokolwiek to zmieni. Świat nie będzie już taki sam jak przed koronawirusem. Dopiero po upływie paru miesięcy postanowiłem trzeźwo i z dystansem spojrzeć na otaczającą nas rzeczywistość. Trzeba sobie szczerze odpowiedzieć na pytanie – czy władze nie przekroczyły granicy swoich uprawnień, wprowadzając restrykcyjne zakazy i obostrzenia w gospodarce w związku z koronawirusem, który przebiega bezobjawowo u zdecydowanej większość ludzi?
Skutki widzimy wszyscy wokół siebie. Zagrożonych upadkiem albo widmem zwalniania tłumu pracowników jest wiele firm.
Niedawno w Warszawie przedsiębiorcy dali upust – moim zdaniem słusznemu – gniewowi, biorąc udział w manifestacji przed kancelarią premiera. Według nich chwalona wszędzie w prorządowych mediach tzw. tarcza antykryzysowa jest dziurawa jak sito, a drobne rekompensaty rządu nie poprawią ich trudnej sytuacji. Zrozumiałbym jeszcze obostrzenia takie jak zamknięcie szkół, przedszkoli i uczelni, odwołanie imprez masowych i zapewnienie bezpieczeństwa osobom najbardziej narażonym, ze względów zdrowotnych, na koronawirusa. Ale dlaczego zamykać od razu cały naród w domach, dlaczego zamykać niektóre branże, narażając nas wszystkich na potężny kryzys gospodarczy?
Jeśli gospodarka stanie i zaczną upadać firmy, to państwo również na tym straci. Nie będzie wpływów z podatków, co de facto oznaczać będzie stan bankructwa państwa. Wtedy już żadna propaganda sukcesu nie przeniesie skutku, ponieważ skutki dotkną każdego z nas. Trudno orzec, jaką motywacją kierowały się nasze władze przy podejmowaniu takich decyzji. Posunąłbym się do stwierdzenia, które często głoszą znajomi przedsiębiorcy – od wielu lat rządzą nami ludzie (niezależnie z jakiej opcji politycznej), którzy kompletnie nie znają się na gospodarce; nie ryzykowali własnym majątkiem, prowadząc firmę; nie napotykali trudności w gąszczu przepisów i biurokracji w prowadzeniu firmy; wydają nasze pieniądze, nie swoje. Trudno się z taką opinią nie zgodzić. Powiem więcej – obecna władza swoimi działaniami potwierdza brak zdrowego rozsądku, jak również brak poszanowania jakichkolwiek wartości prawnych czy wolności jednostki. Wychodzi z tego – obawiam się – ukryta groźba, która stawia pod znakiem zapytania przyszłość naszego kraju. Jest to perspektywa władzy, która nie wie, gdzie się zatrzymać, której nie stawia się żadnych granic w podejmowaniu decyzji. Jeden z wielkich Polaków powiedział kiedyś – „historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Władza, tak jak większość społeczeństwa, poddała się panice przed zagrożeniem, które nie okazało się aż tak duże. Nie przemyślała wszystkich swoich decyzji i nie ma teraz pomysłu, jak z nich z klasą wyjść.
Doskonały przykład widzimy przy okazji wyborów prezydenckich, które miały się odbyć 10 maja. Na pierwszy rzut oka trudno jest zrozumieć motywy obłędu prawnego, w jakie my wszyscy zostaliśmy wpędzeni. Najpierw cała Polska została zamknięta w domach, ograniczono możliwość poruszania się, organizowania zgromadzeń, co skutkowało tym, że przeprowadzenie normalnej kampanii wyborczej stało się praktycznie niemożliwe. Skoro zdecydowano się na tak drastyczne kroki w imię – powiedzmy – „bezpieczeństwa” obywateli, to powinno się także wybory prezydenckie przesunąć. Rządząca partia i jej zwolennicy cały czas nam tłumaczyli, że nie ma podstawy prawnej, żeby można przesunąć wybory, a teraz twierdzą co innego… Zrzucają na opozycję – która oczywiście również kieruje się swoimi partyjnymi interesami – odpowiedzialność, głosząc, że to ona opóźniała w senacie wprowadzenie prawa do głosowania korespondencyjnego, przez co niemożliwe było przeprowadzenie wyborów 10 maja i przez co trzeba je przesunąć.
Chwila! Czyli jest podstawa prawna czy jej nie ma? Czy przypadkiem nie ta sama partia kilka lat temu twierdziła, że głosowanie korespondencyjne jest niewłaściwe, bo grozi to nadużyciami przy liczeniu głosów? Jednocześnie rządzący wpadają w coraz większą śmieszność, ogłaszając, że „10 maja wybory formalnie się odbędą i jednocześnie się nie odbędą”.
Na wszystkie postawione pytania każdy z nas musi sobie odpowiedzieć we własnym sumieniu. Przed nami ciężkie i niespokojne czasy. Na zakończenie moich przemyśleń posłużę się mottem, które przejąłem od bliskiej mi osoby – „póki walczysz, jesteś zwycięzcą”. Życzę wszystkim kierowania się zdrowym rozsądkiem, nietracenia nadziei w walce o swój lepszy byt oraz przetrwania burzliwej przyszłości.
MICHAŁ KOBUSZYŃSKI
Comments are closed