Sobotni mecz w Gostyniu idealnie odzwierciedlił słowa starego piłkarskiego porzekadła, iż niewykorzystane okazje lubią się mścić. Miejscowa Kania wyszarpała bowiem komplet punktów mimo wcześniejszej dominacji piłkarzy Białego Orła Koźmin Wlkp.

Podopieczni trenera Adama Zielińskiego mają czego żałować. W pierwszej połowie prezentowali się naprawdę dobrze, kreując sobie wiele dogodnych sytuacji. Brakowało jedynie postawienia przysłowiowej kropki nad „i”. Zamiast wyraźnego prowadzenia gości, co najmniej dwoma golami, na przerwę piłkarze schodzili przy wyniku bezbramkowym.

Ambicja zawodników Białego Orła kierowała ich ku grze ofensywnej również od początku drugiej odsłony, co musiało w końcu zaprocentować. Po wywalczeniu rzutu karnego i pewnym strzale Krzysztofa Czabańskiego z 11 metrów przyjezdni wyszli na prowadzenie w 54. minucie spotkania. Wszystko wskazywało na to, że koźminianie wyjadą z Gostynia z kompletem punktów. Jednak im bliżej końcowego gwizdka, tym mniej konsekwentni i zdyscyplinowani byli zawodnicy z Koźmina Wlkp.

Ofensywna gra skutkowała lukami w obronie, co rywale skrzętnie wykorzystali. W 79. minucie na mocne uderzenie zdecydował się Sebastian Kruger i piłka wpadła do siatki tuż przy słupku. Już w doliczonym czasie gry Orły zostały ukarane po raz drugi. Napastnik gospodarzy urwał się koźmińskim defensorom i Łukasz Konopka sfaulował go w polu karnym. Efektem była druga żółta kartka dla winowajcy, czyli w konsekwencji czerwona. Ponadto sędzia podyktował jedenastkę dla Kani. Błażej Danielczak nie zmarnował okazji i zapewnił swojej drużynie zwycięstwo. Tak więc mimo dobrej postawy koźminianie wyjechali z Gostynia bez zdobyczy punktowej.

(MS)

KANIA GOSTYŃ – BIAŁY ORZEŁ KOŹMIN WLKP. 2:1 (0:0)

0:1 – Krzysztof Czabański (54′ karny)

1:1 – Sebastian Kruger (79)

2:1 – Błażej Danielczak (96′ karny)

BIAŁY ORZEŁ: Wronecki – Roszczak, Konopka, Oleśków (60′ Skowroński), Hajdasz (60′ Konieczny), Kamiński, Maciejewski, Pacholski, Janowski, Borowczyk, Czabański (75′ Rój)

CZERWONA KARTKA: Łukasz Konopka (96)

FOT. Biały Orzeł