Oprócz medali ważny jest styl
- Strona Główna
- /
- Sport
- /
- Oprócz medali ważny jest...
Koźmiński Klub Karate Do Shotokan działa bardzo prężnie, co odzwierciedla się w występach i sukcesach zarówno na poziomie krajowym, jak i międzynarodowym. Z aktualnym mistrzem Polski – Kajetanem Woźniakiem – oraz trenerem Mateuszem Drożdżyńskim rozmawiał Maciej Sierszulski.
Czym jest karate? Jakie skojarzenia przywołuje?
Mateusz Drożdżyński: Dla mnie karate to całe życie. Kiedyś sam trenowałem. Zaczynałem, kiedy sekcja powstała w Koźminie Wielkopolskim z trenerami ze Środy Wielkopolskiej – Arkadiuszem Borowiczem i Jackiem Krukiem. Moim najwyższym wynikiem było wicemistrzostwo Polski. Kontuzje sprawiły, że przerwałem uprawianie tego sportu wyczynowo i w pewnym momencie podjąłem decyzję o tym, aby skupić się na trenowaniu innych. Początkowo było to bardziej hobbystyczne, ale z czasem pojawiali się zawodnicy, którzy utwierdzali mnie w przekonaniu, że idziemy dobrą drogą. Mogę tu wymienić choćby Krystiana Patalasa – obecnie zawodnika MMA. Dziś działam m.in. właśnie z Kajtkiem, jedynym indywidualnym mistrzem Polski w powiecie za poprzedni rok. A przypomnę, że inne kluby – z Krotoszyna czy Zdun – też robią fajną robotę, więc daje nam to dodatkową motywację i potwierdza, że w małym klubie również mogą pojawić się świetne wyniki. Jeszcze większym osiągnięciem, według mnie, jest srebrny medal na zawodach Budapest Open. Obaj zrobiliśmy dobrą robotę. Analizowaliśmy walki, a Kajtek z walki na walkę prezentował się coraz lepiej i wykonywał to, co założyliśmy.
Kajetan Woźniak: Mam 17 lat, a 14 trenuję, więc oddaję całe życie temu sportowi. Myślę, że karate wiąże się z moimi najlepszymi przeżyciami. Tak jak trener wspominał, zawody w Budapeszcie dają mnóstwo radości. Wygrywanie walk z wicemistrzem Europy czy medalistami z poprzednich imprez międzynarodowych naprawdę cieszy człowieka. Karate ustatkowało mnie psychicznie. Myślę, że ogólnie sporty walki mają to do siebie, że budują człowieka pod kątem psychiki. Wiadomo, że to też ciężka praca. Przez tych 14 lat niekiedy były momenty zwątpienia, ale wsparcie rodziców i trenera sprawiało, że po prostu szedłem, nie zastanawiałem się.
Zgodzisz się ze stwierdzeniem, że wicemistrzostwo na arenie międzynarodowej jest ważniejsze od mistrzostwa Polski?
KW: Z pewnością. Kiedy już pierwszy z moich oponentów zdobył medal na mistrzostwach Europy, to pokazuje pewien poziom. W swojej kategorii na mistrzostwach Polski walczyłem z ludźmi, którzy jeżdżą na międzynarodowe turnieje, ale wygrywają jedynie sporadycznie, pojedyncze walki. Na turniejach międzynarodowych spotykam ludzi z medalami mistrzostw Europy czy ligi światowej. Dlatego każda walka tam bardziej satysfakcjonuje. Tytuł tytułem, ale różnica poziomów jest strasznie duża.
A jeśli chodzi o przygotowania pod kątem psychicznym, to czy mając świadomość, że poziom będzie wyższy – serce mocniej bije?
KW: To zależy, jak się wyśpi i zastanowi nad tym wszystkim. Z walki na walkę dochodzi pewność siebie. Do pierwszego starcia często wychodzi się trochę spiętym, zestresowanym, trudniej się atakuje. Później, gdy pojawia się ulga, iż pierwszej walki nie przegrałem, nie zastanawiam się nad stresem, tylko robię swoje i słucham trenera.
Jak liczne wyjazdy i turnieje w kraju czy za granicą udaje się połączyć z obowiązkami ucznia?
KW: Ze szkołą jest tak, że niekiedy przez zawody trzeba ją omijać, ale jakoś sobie radzę i myślę, że jest dobrze. Nauczyciele rozumieją, że sport to dla mnie priorytet i to z nim wiążę swoją przyszłość. Wszystko idzie w dobrym kierunku i oby tak pozostało.
Odnosząc się do niedawnych występów w Gruzji, jak to jest reprezentować kraj z orzełkiem na piersi?
KW: To zupełnie inne walki. Człowiek wychodzi niesamowicie zmotywowany. Występy dla klubu oczywiście są fajne, ale walki z orzełkiem dla kraju to coś specjalnego. Trudno to nawet opisać słowami. Po prostu czuję się dobrze, bardzo dobrze.
Czy na zgrupowaniu byłeś mentorem dla reszty kadry?
KW: Momentami muszę się wyciszyć w samotności, więc nie jestem przodownikiem pod kątem motywowania innych. Nie jestem też outsiderem, żeby stale trzymać się na uboczu. Po prostu byłem częścią grupy.
Jak układa się współpraca z rodzicami?
MD: Bardzo dobrze. Mama Kajtka od kilku lat jest prezesem klubu, bardzo nam pomaga. Co do współpracy na linii trener-rodzic czy trener-prezes nie mam najmniejszych zastrzeżeń, a wręcz dostrzegam same pozytywy. Z pewnością wyniki, jakie osiąga Kajetan, dodatkowo motywują. Rodzice robią to przede wszystkim dla niego, ale przy okazji pomagają innym dzieciakom.
Co wyróżnia Kajetana na tle członków klubu?
MD: Przede wszystkim ciężka praca i wykonywanie zadań. Jak wspomniał Kajetan, jest moim wychowankiem od przedszkola. Cały czas charakter był szlifowany. To nie tak, że Kajetan od samego początku był absolutnym talentem i „zamiatał” wszystkie dzieci. Bywało, że przegrywał swoje walki. Wtedy trzeba było pokazać charakter i jeszcze ciężej pracować. Z czasem pojawiły się wyniki i doszlifowaliśmy formę. Także dyscyplina i zaangażowanie w treningi to coś, do czego u Kajtka nie mam najmniejszych zastrzeżeń. A czasy się zmieniają i u innych zawodników bywa z tym różnie.
Jakie macie najważniejsze plany na ten rok?
MD: Z pewnością będą to występy w lidze światowej karate. To totalny top. Nie ma zawodów klubowych wyższej rangi. Nigdy dotąd w nich nie uczestniczyliśmy. W tym roku mamy plan przynajmniej na dwie tego typu imprezy. Jesteśmy już zapisani w połowie maja na zawody w Hiszpanii, w mieście A Coruna. W czerwcu planujemy udział w zmaganiach w Chorwacji, w miejscowości Poreč. Również w czerwcu odbędą się mistrzostwa Polski i tu celujemy oczywiście w tytuł. Czy się uda, nie wiem, to jest sport, ale taki mamy plan. Jesienią planujemy udział w Budapest Open oraz największych zawodach w Polsce, czyli Polish Open w Bielsku-Białej. Najważniejsze będą zaś mistrzostwa świata, które odbędą się na początku grudnia w Wenecji. To jest nasz główny cel na ten rok.
Na koniec chciałbym dowiedzieć się, jak oddziałują sukcesy, a jak porażki?
MD: Dla mnie, jako trenera, każda dobra walka ma znaczenie. Jestem bardziej zadowolony z porażek po dobrych walkach niż zdobyciu brązu po prześlizgnięciu się i niepokazaniu tego, co bym chciał. Natomiast każde zwycięstwo jest bardzo istotne, bo pokazuje, że obieramy dobrą drogę szkoleniową. Wzorujemy się na metodach z zagranicy. Z kolei porażka skłania do pytań, dlaczego tak się stało i wyciągania z nich wniosków. Porażka jest po prostu nauką.
KW: Każde zwycięstwo cieszy, ale niekiedy człowiek wychodzi z walki i sam jest na siebie zły. Wie, że to nie było to. Walczył z przeciwnikiem, którego powinien zmieść, a ledwo się z nim ślizgał. Za to czasem mamy niezwykle budujące zwycięstwa, które utwierdzają, że ciężka praca na treningach nie poszła na marne. Jeśli chodzi o drugie słowo, to dla mnie coś takiego jak porażka nie istnieje. Porażka byłaby wtedy, gdybym nie podszedł do walki, poddał się. Wiadomo, że niektóre walki się przegrywa, ale to są lekcje. Przegranie walki nie oznacza porażki. Są momenty, że danego dnia wiem, że nie byłem w stanie nic więcej zrobić. Gdy mam świadomość, że zrobiłem wszystko, co mogłem, to nie jestem na siebie aż tak zły po przegranej. Wiadomo, będziemy pamiętać zdobyte medale, a nie dobre walki. Wszyscy to widzą, ale ja widzę coś innego. Bywały zawody, na których wygrywałem walki, składano mi gratulacje, a ja sam z siebie nie byłem zadowolony i trochę tych gratulacji nie przyjmowałem. Z drugiej strony, czasem przegrywałem pierwsze starcie, wiedząc, że po prostu przeciwnik był lepszy. Wtedy wsparcie ludzi często lekko upada, a dla mnie taka walka jest o wiele cenniejsza niż zwycięstwo na zawodach, na których nie zaprezentowałem się tak, jak sam chciałem.
FOT. KKK Do Shotokan
Comments are closed