Niezwykła wyprawa do Ameryki Środkowej
- Strona Główna
- /
- Aktualności
- /
- Niezwykła wyprawa do Ameryki...
Pochodząca z Krotoszyna, a na co dzień mieszkająca w Poznaniu Justyna Sędziak w styczniu wybrała się na dwutygodniową wyprawę do Ameryki Środkowej. Zwiedziła Panamę, Nikaraguę i Kostarykę. Po powrocie postanowiła podzielić się z naszymi Czytelnikami wrażeniami z tej niezwykłej podróży.
– Podróżowanie jest moją życiową pasją – przyznaje Justyna Sędziak. – Do tej pory zwiedziłam już 43 kraje – dużą część Europy Zachodniej, Maroko i Egipt w Afryce, w Ameryce Środkowej Meksyk, Gwatemalę i Honduras. Byłam również na Bliskim Wschodzie – w Izraelu, Palestynie, Jordanii i Zjednoczonych Emiratach Arabskich – wylicza nasza rozmówczyni.
Niedawna wyprawa do Ameryki Środkowej rozpoczęła się 11 stycznia od lądowania samolotem w stolicy Panamy, którą podróżniczka wraz z osobą jej towarzyszącą postanowiła od razu zwiedzić. – Poszliśmy właściwie na żywioł i trafiliśmy do dzielnicy slumsów – opowiada, zwracając uwagę na liczne patrole policji w tym miejscu, często stacjonujące co 500 metrów.
W pewnym momencie podróżnicy zostali zatrzymani przez patrol, który ostrzegł, że miejsce należy do szczególnie niebezpiecznych, dlatego powinni udać się na teren przeznaczony dla turystów. – Po krótkiej wymianie zdań zatrzymaliśmy taksówkę i pojechaliśmy dalej, by policja nas nie zgarnęła na komisariat – relacjonuje J. Sędziak. – Ale po około 500 m zatrzymaliśmy kierowcę. Udaliśmy się na dalszy spacer, wychodząc z założenia, iż policja nie będzie nam narzucać stylu zwiedzania.
Następnie pojechali zobaczyć Kanał Panamski (jedna z najważniejszych dróg wodnych świata) oraz zabytkową dzielnicę Casco Vejo (hiszp. Stare Miasto), która została zbudowana w 1673 roku, w odległości ok. 8 km od pierwotnej siedziby miasta Panama – Panama Viejo. Casco Viejo w 1997 roku wpisano na listę obiektów światowego dziedzictwa UNESCO.
Przechadzając się uliczkami Casco Viejo, natkniemy się na wiele interesujących zabytków, jak choćby Katedrę Metropolitalną, Pałac Narodowy czy El Palacio de las Garzas, będący siedzibą prezydenta Panamy. Casco Viejo to miejsce pełne obiektów sakralnych oraz zabytkowych placów.
13 stycznia podróżnicy wyruszyli autokarem w kierunku granicy z Kostaryką. – Naszym celem w Kostaryce było dotarcie do plaży w Manuel Antonio, jednego z najpiękniejszych miejsc, jakie widziałam – stwierdza podróżniczka. – Zaskoczył nas problem, jaki pojawił się podczas przeprawy przez granicę. Najtrudniejszy, jaki kiedykolwiek mieliśmy – dodaje.
Okazało się, że Straż Graniczna wymagała od podróżnych pokazania biletów powrotnych do Panamy, których Polacy niestety nie posiadali. – Nie mieliśmy, bo nie wiedzieliśmy, czym i kiedy będziemy wracać – wyjaśnia J. Sędziak. – Jechaliśmy przecież na „spontana”. Wtedy jednak poczuliśmy strach, że to koniec przygody. Usiedliśmy i pomyśleliśmy, że trzeba wdrożyć metodę małych kroków, a w końcu coś osiągniemy. Dwie godziny biegania po strefie granicznej dało nam efekt w postaci biletów autobusowych ze stolicy Kostaryki do stolicy Nikaragui. Sprawa była na tyle utrudniona, że nikt nie mówił po angielsku, nawet strażnicy graniczni. Dzięki tym biletom otrzymaliśmy pieczątki wjazdowe do Kostaryki. Sprawa była naprawdę absurdalna – komentuje.
W Kostaryce oprócz pobytu na wspomnianej wcześniej plaży naszym podróżnikom udało się zwiedzić tzw. Most Krokodyli w Tarcoles, miejscowość Monteverde, gdzie znajduje się rezerwat Lasu Mglistego. – Szliśmy przez mosty podwieszone ok. 30-50 metrów nad ziemią, na równi z koronami drzew lasu mglistego. Przechodząc przez każdy most, wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy w jakimś filmie typu „Anakonda” czy „Park Jurajski” – wspomina nasza rozmówczyni.
Kolejnym celem podróży była Nikaragua, a tam zobaczenie przede wszystkim wulkanu Masay i zjazd na desce z wulkanu Cerro Negro. To jeden z najbardziej aktywnych wulkanów w okolicy. Z głównego, olbrzymiego krateru nieustannie wydobywają się kłęby dymu, najczęściej całkiem zasnuwając widok.
– Dojechaliśmy na miejsce i od razu poza biletem wejściowym na wulkan musieliśmy dopłacić za transport autem na górę, pod krater – kontynuuje podróżniczka. – Wulkan cały czas wypuszcza gazy. Turystom pozwala się przebywać obok krateru zaledwie 15 minut. Bardzo krótko, by podziwiać piękno tego miejsca. Liczyliśmy, że spędzimy tam trzy godziny, a byliśmy zaledwie jedną, licząc wjazd i zjazd. Dlatego postanowiliśmy pojechać do miasteczka Grenada – najpiękniejszego, jakie widzieliśmy podczas tej podróży.
Ich marzeniem podczas wizyty w Nikaragui był zjazd na desce z wulkanu Cerro Negro. – Niestety, nie udało nam się do niego dostać. Tym razem staraliśmy się unikać taksówek i jechać tylko lokalnym transportem. I to był błąd. Lokalny transport tam nie dojeżdża. Wysiedliśmy z autokaru ok. 10 km przed wulkanem i potem już tylko ścieżkami z wulkanicznego piasku mogliśmy udać się pieszo. 33 stopnie, a woda skończyła się po 7 km. Wkradła się niepewność. Wróciliśmy do głównej ścieżki. Skrót wydawał się zbyt niebezpieczny. Mocno zmęczeni, dotarliśmy prawie pod wulkan. Było już późno. Dotarło do nas, że nie zdążymy z niego zjechać, że nawet nie damy rady do niego dojść. Złapaliśmy więc „stopa” do najbliższego miasta. Rozczarowanie było wielkie. Ten zjazd planowaliśmy od trzech lat – oznajmia z żalem J. Sędziak.
Później podróżnicy z Polski wyruszyli w drogę do Kostaryki. Najpierw dotarli do miejscowości Puerto Viejo de Tamalanca (przy granicy Kostaryki i Panamy) nad Morzem Karaibskim. – Tam spędziliśmy czas, chodząc po plaży i kąpiąc się w morzu. Następnie postanowiliśmy pojechać na wyspę Bocas del Toro. W tym regionie jest jedno z najsłynniejszych przejść granicznych na świecie – przejście po starym moście, który wygląda, jakby miał się zawalić. Na wyspie Bocas del Toro odwiedziliśmy trzy plaże. Przy jednej z nich kąpaliśmy się razem z rozgwiazdami – Playa Estrella. Ciekawe doświadczenie. Nocleg mieliśmy na klifie, na skraju dżungli. Cena ok. 200 zł za dobę. Był to nasz ostatni dzień zwiedzania przed wyjazdem na lotnisko w Panama City i powrotem do domu – opowiada pani Justyna.
Podczas całej podróży uwagę Polaków zwróciły niezwykła otwartość i sympatia lokalnych społeczności. Tamtejsi ludzie byli bardzo pomocni, jeśli chodzi o wskazanie kierunku czy jakieś porady. – Trafiliśmy na okres, kiedy było jeszcze mnóstwo świątecznych ozdób – zaznacza J. Sędziak. – Ameryka Środkowa to bardzo religijny i tradycyjny region. Ludzie są w pewnym sensie samowystarczalni, pracują na swoje utrzymanie, ponieważ nie mają zapewnionego socjalu ze strony państwa. Panuje tam zasada ,,kto nie pracuje, ten nie je”. Dlatego spotykaliśmy mnóstwo stoisk gastronomicznych, handlowych, dzięki którym mieszkańcy zarabiali na swoje utrzymanie. Podróżowaliśmy głównie transportem lokalnym, czyli taksówkami i autobusami, co nie stanowiło aż tak dużego kosztu. Na całą wyprawę przeznaczyliśmy ok. 5 tys. zł za osobę. Co ciekawe, Polskę kojarzono ze względu na sławnego piłkarza Roberta Lewandowskiego oraz papieża Jana Pawła II – kończy swoją opowieść pochodząca z Krotoszyna podróżniczka.
MICHAŁ KOBUSZYŃSKI
Comments are closed