Krotoszyński SOR znów w ogniu krytyki
- Strona Główna
- /
- Aktualności
- /
- Krotoszyński SOR znów w...
Przed kilkoma dniami telewizja TVN wyemitowała program ,,Uwaga”, poświęcony zdarzeniom z udziałem krotoszyńskiego lekarza. Zarzuca mu się, że podczas wykonywania swoich obowiązków na oddziale ratunkowym odwlekał przebadanie przywiezionego przez pogotowie mężczyzny, zbagatelizował objawy u starszej kobiety, a niedawno 4-letnią dziewczynkę z głęboką raną odesłał do domu.
Pierwszy raz o tym lekarzu kraj usłyszał pół roku temu – o czym pisaliśmy na łamach naszej gazety – kiedy to ujawniono nagranie jego rozmowy z ratownikami pogotowia, którzy w nocy przywieźli na Szpitalny Oddział Ratunkowy niewydolnego oddechowo mężczyznę. Lekarz wydawał się nie być zainteresowany stanem pacjenta i wdawał się w polemikę z ratownikami.
– Pan z DPS-u. Opiekunki wezwały nas z powodu duszności i niskich wartości saturacji. Rzeczywiście, saturacja jest 84 wyjściowo, prawej strony w ogóle nie słychać – mówi na nagraniu ratownik. Zapytany o to, skąd przyjeżdża, odpowiada, że z Zimnowody i że w najbliższym szpitalu w Gostyniu nie ma miejsc. – To gdzie możemy pana przełożyć? – dopytuje ratownik. – Nie wiem, myślimy na razie – zbywa go lekarz i każe czekać. Następnie próbuje pokazać mapę, z której wynika, że załoga powinna była zawieźć chorego do innego szpitala, który znajduje się bliżej Zimnowody. – Coś taki niecierpliwy? – mówi, gdy ratownik usiłuje przyspieszyć badanie. – Do mnie nie dotarła żadna wiadomość, że będzie przywożony pacjent. Ja odpaliłem już komputer i pokażę panu mapę – kontynuuje lekarz. – Nie ma stanu zagrożenia życia – bagatelizuje stan pacjenta. To najistotniejsze fragmenty nagranej rozmowy.
W tym przypadku zarówno starosta krotoszyński, jak i dyrektor szpitala stanęli w obronie lekarza SOR-u, podkreślając, że pacjent ostatecznie został przyjęty. Jednak niedługo potem doszło do kolejnych kontrowersyjnych zdarzeń z udziałem tego samego doktora.
W lipcu na krotoszyński oddział ratunkowy została przywieziona kobieta, która czekała kilka godzin na przyjęcie. – Położyli ją na korytarzu i tyle. Siostra czekała razem z nią, mijała jedna godzina, druga, trzecia... – wspomina syn pacjentki. Jak przyznaje, wtedy zrobił awanturę. – Powiedziałem: „nie może tak być, że ktoś leży cztery i pół godziny i się nic nie dzieje” – opowiada. – Podszedł (lekarz – przyp. red.) do mnie bardzo blisko, prowokacyjnie i oznajmił: „spokojnie, mamy czas”. Miał jednak poprosić internistę. Słyszałem ich rozmowę. Ten rzekł: „przecież ona ma oczopląs trzeciego stopnia, nie widziałeś?” – „No, nie widziałem” – odpowiedział drugi.
Pan Mateusz postanowił walczyć z dyrekcją krotoszyńskiego szpitala, ale jedynym skutkiem serii złożonych przez niego skarg było odsunięcie lekarza ze stanowiska wiceordynatora oddziału ratunkowego. Pracy oczywiście nie stracił. Nadal pełni dyżury i jeździ do ciężko chorych pacjentów w karetce pogotowia.
Kilka tygodni temu 4-letnia Marysia bawiła się na dworze. Między innymi jeździła na hulajnodze przed domem. W pewnej chwili wjechała w dziurę w chodniku i w wyniku tego zdarzenia doznała rany szarpanej wargi górnej i przedsionka jamy ustnej. Mama dziewczynki postanowiła natychmiast zabrać swoją córkę na krotoszyński SOR w celu dokonania niezbędnych badań.
– Weszłyśmy na SOR, po czym podeszła do nas pielęgniarka, pytając, co się stało?- relacjonowała w programie „Uwaga” pani Sylwia. – Opowiedziałam jej, że córka jechała hulajnogą, wpadła w dziurę w chodniku i mocno uszkodziła sobie wargę od strony wewnętrznej. Pielęgniarka nawet nie zapytała o nasze dane. Kazała usiąść i zaczekać na lekarza. Po chwili zawołał nas do środka, po czym stwierdził, że to jest powierzchowne, lekkie przecięcie śluzówki i tego się nie szyje. Nawet nie spojrzał córce w buzię, żeby sprawdzić, jak głębokie i duże jest rozcięcie. Powiedział też, że jeśli krew nie leci, to nie nadaje się to do szycia.
Lekarz SOR-u zalecił tylko, by płukać jamę ustną rumiankiem. Kobieta jednak udała się z córką do lekarza rodzinnego, który dał skierowanie do szpitala w Ostrowie Wlkp. – Od razu dostałyśmy skierowanie, bo pani doktor stwierdziła, że to bardzo duże rozcięcie, wymagające szycia – mówiła mama dziewczynki. – Pojechałyśmy do Ostrowa i przyjęli nas. Chirurg dziecięca podjęła decyzję o całkowitej narkozie Marysi, ponieważ rozcięcie było duże i głębokie.
Dziewczynce założono w sumie dziewięć szwów. Kilka dni po tym zabiegu w domu pani Sylwii zadzwonił telefon. – Dzwonił do mnie dyrektor Pełko – wspominała. – Powiedział, że chce wyjaśnić tę sprawę. Na umówionym spotkaniu zjawił się zarówno on, jak i lekarz, który odmówił pomocy mojej córce. Zaprosiłam do środka, usiedliśmy. Pan doktor S. powiedział, że w pracy też się popełnia błędy, że każdy może mieć gorszy dzień.
Mieczysław Pełko, zastępca dyrektora ds. spraw medycznych SP ZOZ w Krotoszynie, przyznał, że w tym przypadku doktor S. popełnił błąd w rozpoznaniu obrażeń 4-letniej dziewczynki, jednak uważa go za doświadczonego i dobrego lekarza, który pracuje wciąż na oddziale ratunkowym z powodu braków kadrowych. – Był moment, że doktor S. musiał „łatać dziury” na tym SOR-ze i zdarzyło się tak, że znów na niego trafiło – tłumaczył M. Pełko.
Zapytany o wizytę w domu 4-letniej dziewczynki, oświadczył, że zależało mu, by ta sprawa nie wyszła poza Krotoszyn. Krzysztof Kurowski, dyrektor krotoszyńskiego szpitala, oznajmił, że wszystkie skargi na doktora S., ale też na innych lekarzy, były kontrolowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, urząd wojewódzki, a także przez wewnętrzne organy. – Nie stwierdziliśmy nigdzie naruszeń w sztuce medycznej – powiedział K. Kurowski, dodając, iż w sprawie 4-letniej Marysi żadnej skargi nie było.
Starosta Stanisław Szczotka zapowiedział, że lekarz, który był bohaterem programu, z końcem tego roku zakończy pracę w krotoszyńskim szpitalu. – Ma umowę do końca tego roku i moim zdaniem – na 99 procent – nie będzie dłużej pracownikiem szpitala krotoszyńskiego – zakomunikował Stanisław Szczotka, zaznaczając przy tym, że rozwiązanie umowy leży w gestii dyrekcji szpitala, a nie starosty. Stwierdził również, iż jego zdaniem należało szukać lekarza na miejsce doktora S. już w marcu, kiedy wybuchła pierwsza afera. – Wówczas problemu, o którym teraz rozmawiamy, by nie było – spuentował starosta.
MICHAŁ KOBUSZYŃSKI
Comments are closed