Czy władza knebluje usta mieszkańcom?
- Strona Główna
- /
- Aktualności
- /
- Samorząd
- /
- Czy władza knebluje usta...
Na sesji Rady Miejskiej w Krotoszynie, która odbyła się w poprzednim tygodniu, doszło do poważnej awantury. Burzliwą dyskusję wywołała odmowa – przez przewodniczącą rady – udzielenia głosu mieszkańcom z Międzyosiedlowego Zespołu Interwencyjnego. Niektórzy radni uznali to za skandal, łamanie zasad demokracji i prawa obywateli do wypowiedzi.
– Przewodniczący rady może udzielić głosu innym osobom biorącym udział w sesji, które w terminie 7 dni przed sesją przekazały treść pytań w formie pisemnej do przewodniczącego rady. Pytania zadane na sesji muszą być zgodne z treścią pytań przekazanych na piśmie. Odpowiedzi udziela się na odbywającej się sesji, chyba że sprawa jest skomplikowana i wymaga postępowania wyjaśniającego, wówczas odpowiedzi udziela się na następnej sesji – czytamy w Statucie Miasta i Gminy Krotoszyn. Zgodnie z tymi zapisami przedstawiciele Międzyosiedlowego Zespołu Interwencyjnego przekazali treść pytań na 7 dni przed sesją, a mimo to, decyzją Anny Sikory – przewodniczącej Rady Miejskiej – odmówiono im udzielenia głosu.
Bartosz Kosiarski złożył wniosek o poszerzenie porządku obrad o wystąpienie przedstawicieli zespołu osiedlowego. – Spełnili wszystkie wymogi, żeby mogli dzisiaj wystąpić. Dostarczyli tekst swojego wystąpienia, dlatego nie rozumiem, dlaczego łamane są ich prawa i regulamin Rady Miejskiej. Wnoszę o dopuszczenie mieszkańców do głosu – powiedział radny.
A. Sikora uznała jednak, że pismo przysłane przez mieszkańców nie zawiera pytań, więc nie jest możliwe udzielenie im głosu. – W tej sprawie wpłynęła odpowiedź do Międzyosiedlowego Zespołu Interwencyjnego. Informuję, że zgodnie z przepisami przewodniczący może udzielić głosu, jeśli w określonym terminie zostanie przesłana w formie pisemnej treść pytań. To pismo można potraktować różnorako – jako wnioski czy jako stanowisko. Typowych pytań tam nie ma. Jest tylko „kto za tym stoi?” i itd. – wyjaśniała przewodnicząca rady.
Część radnych zarzuciła szefowej rady łamanie zasad i wprowadzanie cenzury prewencyjnej wobec mieszkańców. – Przecież są tam pytania! Dlaczego chcecie zamknąć obywatelom usta!? Z jakiej racji mieszkaniec, który jest takim samym człowiekiem jak my, nie może zabrać głosu i oceniać radnych, urzędu czy burmistrza? To jest demokracja!? – nie krył oburzenia B. Kosiarski.
Radna Sławomira Kalak stwierdziła, że pismo złożone przez mieszkańców powinno być dostarczone wszystkim radnym, a tego nie zrobiono. – Dostałam ten dokument dopiero od mieszkańców przez samą sesją. W tym tekście są pytania – oznajmiła S. Kalak, a radny Kosiarski dopowiedział, że to przewodnicząca złamała regulamin. – Pani nie dopełniła swoich obowiązków. Nie dostarczono nam pism. To trzymamy się regulaminu albo nie… – rzekł radny.
A. Sikora poprosiła radczynię prawną o wyjaśnienie sprawy. – Przypominam państwu, że działacie w ramach organu, który rządzi się swoimi prawami. Państwo dwie sesje temu przyjmowaliście nowy statut. Mieliście okazję, żeby na nowo przeanalizować przepisy, które nas obowiązują. Przewodnicząca odpisała mieszkańcom, w jakiej formie mogą odbywać się wystąpienia na sesji. Pismo od mieszkańców nie zawiera pytań, chyba że za takie uznamy ewentualne środki stylistyczno-retoryczne. Nie widzę tutaj zamykania dróg do wypowiedzi mieszkańcom. Mają prawo na zasadach naszych przepisów brać udział w sesji – tłumaczyła Anna Szczepaniak.
– Pytania się z czegoś biorą, z obaw mieszkańców – odpowiedział B. Kosiarski. -To jest głupi przepis, więc przyznaję się do błędu, jakim było przegłosowanie regulaminu w takim kształcie. Czy będziecie państwo za tym, żeby wprowadzić bardziej „wolnościową” formę zabierania głosu? Ja będę za tym głosował. W piśmie mieszkańców są zawarte pytania. Gdzie w regulaminie jest napisane, że nie można zadawać pytań retorycznych? Co nas to obchodzi?
Mecenas dopowiedziała, że nie było potrzeby informowania radnych, ponieważ mieszkańcy mają lepsze drogi dotarcia do nich, a radni i tak są zorientowani w sytuacji. Uznała zarzuty za bezzasadne, ponieważ rada zna stanowisko Międzyosiedlowego Zespołu Interwencyjnego. Jak dodała, nie wyobraża sobie sytuacji, by każdy mieszkaniec mógł przyjść na sesję i omawiać wszystkie kwestie, które są dla niego ważne.
– W tym dokumencie są zawarte pytania. My też potrafimy czytać ze zrozumieniem. Robienie tak wielkiego problemu z tego, by mieszkaniec mógł się wypowiedzieć, to skandal! W jakich czasach żyjemy!? – ripostowała S. Kalak.
Sprawę próbował załagodzić radny Mariusz Urbaniak. – Rozumiem, że niektórymi targają emocje. I słusznie – mówił. – Pani mecenas stwierdziła, że radni są doskonale zorientowani w sytuacji. Tyle że jak np. podwyższane są ceny wywozu śmieci, to chciałbym, żeby mi ktoś to wyjaśnił. To, że jesteśmy zorientowani w sytuacji, nie oznacza, że mamy zabraniać mieszkańcom wyrażać ich opinie. Jeżeli złożyli pismo w stosownym terminie, to – czepiając się literalnie regulaminu i stosując kruczki prawne – można im zabronić. Odwołam się do takie fajnego hasła… – „współdziałamy”. Chciałbym, by je zastosować i udzielić mieszkańcom głosu. Korony z głów nam nie spadną. Moje pięć lat studiów na filologii polskiej daje mi prawo twierdzić, że w piśmie są zawarte pytania. Przy odrobinie dobrej woli możemy ich wysłuchać – oświadczył M. Urbaniak.
Przewodnicząca rady przystała na propozycję, żeby mieszkańcy zabrali głos w punkcie „wolne głosy i wnioski”. Ale po pięciu godzinach czekania… znów odmówiono im możliwości wypowiedzi. – Chętnie udzielimy głosu w tym punkcie, ale zgodnie z przyjętym regulaminem i statutem. Dlatego musi wpłynąć właściwe pismo. Dzisiaj głosu nie udzielę – zdecydowała A. Sikora.
– To są normalnie jakieś jaja i skandal. Czy ja byłem gdzie indziej, kiedy pani zdecydowała, że udzieli mieszkańcom w tym punkcie głosu??? Ręce mi opadły – zirytował się B. Kosiarski. Z kolei S. Kalak uznała taką decyzję za brak szacunku dla tych mieszkańców. – Ludzie czekali tyle godzin, żeby zabrać głos. To jest kolejny przykład bezduszności i braku szacunku. To jest łamanie zasad demokracji – stwierdziła radna.
Głos zabrał także burmistrz Krotoszyna. – Ciekawe, czy byliby państwo zadowoleni, gdyby przyszedł mieszkaniec i wygłosił dwugodzinną mowę, w której zawarłby dwa pytania – powiedział Franciszek Marszałek
M. Urbaniak zaznaczył, że grzecznością byłoby powiedzieć mieszkańcom, że będą mogli zabrać głos, ale na następnej sesji. – Apelowałem o dobrą wolę. Nas to nic nie kosztuje – oznajmił radny. I potem doszło do rzeczy absurdalnej, ponieważ radny postanowił odczytać pismo w całości, na co przystała przewodnicząca.
W swoim piśmie Międzyosiedlowy Zespół Interwencyjny pyta o przyczyny braku reakcji władz samorządowych, w tym burmistrza Krotoszyna, na łamanie prawa przez jedną z krotoszyńskich stacji paliw. Chodzi o samowolę budowlaną i nieegzekwowanie decyzji środowiskowych. Temat ów niejednokrotnie opisywaliśmy na naszych łamach.
MICHAŁ KOBUSZYŃSKI
Comments are closed