Co się dzieje za murami DPS-u w Zdunach?
- Strona Główna
- /
- Aktualności
- /
- Co się dzieje za...
Kilka dni temu w programie ,UWAGA wyemitowano reportaż o Domu Pomocy Społecznej w Zdunach, w którym dochodzić ma do wielu naruszeń. Sprawę ujawnili byli pracownicy placówki.
Zdunowski ośrodek prowadzony jest przez Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. W placówce przebywa około 70 mieszkańców w przedziale wiekowym od przedszkolaków po seniorów. Są to osoby z upośledzeniami różnego stopnia.
Reportaż o DPS-ie ukazał się w TVN 1 sierpnia i jest efektem działań byłych pracowników placówki, którzy zaniepokojeni pisali listy z opisem zachodzących nieprawidłowości do różnego rodzaju instytucji.
Jednym z rozmówców reportażu był 25-letni mieszkaniec ośrodka, który przebywa w nim od 15. roku życia. – Rodzina mnie porzuciła, matka ponoć karmiła mnie alkoholem i trafiłem tutaj. Przez moje emocje nie wytrzymywali ze mną i zapinali mnie w pasy i kaftan. Robiły to siostry i panie. Dzisiaj odbywa się to tak, że przeważnie inni mieszkańcy zapinają swoich kolegów. Nie powinienem tego robić, jeśli odmówię, to na pewno będę mieć jakąś karę – mówił w reportażu podopieczny placówki.
– To miejsce pokazuje, jak nie powinna wyglądać praca pracownika socjalnego. Naszą rolą nie jest tylko staranie się o pieniądze, ale przede wszystkim prowadzenie pracy socjalnej, czyli dążenie do tego, aby jak najbardziej usamodzielnić jednostkę. Wiem, że niektórzy podopieczni nigdy nie będą samodzielni, ale to nie znaczy, że można z nimi nic nie robić – wypowiedziała się Urszula Majewska, była pracownica DPS w Zdunach.
– Ci ludzie pochodzą z różnych środowisk i taki dom, jak ten, powinien być dla nich azylem, gdzie znajdą miłość, troskę, opiekę. To, że ktoś jest ubrany, ma dach nad głową i jedzenie, to nie wystarczy – skomentowała Joanna Frydrycka, która również niegdyś pracowała z zdunowskiej placówce. Dodała też, że mieszkańcy, aby mieć dostęp do własnego telefonu, wykonują różne prace porządkowe. – Ja wiem, że mieszkańcy są chorzy, w większości mają zaburzenia psychiczne, ale telefon to jest ich prywatna rzecz i nawet na noc nie powinni ich oddawać, a telefony trafiały na dyżurkę. Były czytane wiadomości mieszkańców, z kim i o czym piszą – dopowiedziała J. Frydrycka.
Byłe pracownice zarzucają dyrekcji ośrodka brak specjalistów, takich jak logopeda, czy psycholog. Wskazuje się też na fakt, iż mieszkańcy, którzy formalnie posiadali ku temu możliwość, nie mogli opuszczać ośrodka, będącego przecież placówką otwartą. Lista nadużyć jest znacznie dłuższa. Mieszkańcom miały być zabierane też pieniądze, które powinny być przeznaczone na ich prywatne wydatki. Była pracownica wskazuje na to, że pobrane pieniądze były przeznaczane na wyposażenie biura, papier do drukarki czy łóżka dla mieszkańców. – Odpłatność za pobyt w ośrodku wygląda tak, że 70 procent dochodu mieszkańca pobierane jest na poczet utrzymania, pozostałe 30 procent to jego pieniądze. Z tych pieniędzy DPS zrobił sobie takie drugie źródełko dochodu. Z pieniędzy mieszkańców było kupowane, np. wyposażenie biura. W zeszłym roku chłopcy kupowali sobie łóżka medyczne z szafkami. Koszt jednego z nich wynosił około 4 tysięcy złotych. Był jeden chłopiec, z którego konta zostały pobrane pieniądze na ten cel, ale on na tym łóżku nie spał – opowiedziała była pracownica DPS. Niegdysiejszy personel wspomina też, że był zmuszany do fałszowania dokumentacji i utrzymywania fikcji. Pod znakiem zapytania stoi też dawkowanie leków mieszkańcom. Pracownicy zwracają uwagę, że dawki bywają zawyżane. O tym fakcie w czasie nagrania programu wspomniała też matka jednego z mieszkańców. Jej zdaniem, syn otrzymuje zwiększone dawki leków.
Podopieczny wypowiadający się w reportażu opowiedział też o tym, iż w placówce dochodzi do przemocy seksualnej między mieszkańcami. – Starsi „dolatują” do młodszych. Wiem, że tak nie można, dlatego nie raz chciałem to zgłosić na policję, ale nie mogę tego zrobić, bo jak? – powiedział w reportażu jeden z mieszkańców.
Okazuje się, że siostra prowadząca zdunowski ośrodek była już bohaterką innego reportażu UWAGI. Wówczas prowadziła DPS w Chełmie, w którym miało dochodzić do przemocy. Siostra dyrektor nie wypowiedziała się w programie dotyczącym DPS-u w Zdunach. Placówki nadzorcze nie mają żadnego wpływu na wybór dyrektora. Osoba, która ma pełnić tę funkcję wskazywana jest przez zgromadzenie sióstr.
Dom, w którym funkcjonuje placówka jest własnością Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. Jeśli chodzi zaś o DPS, dotowany jest on przez gminę, natomiast Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie przekazuje mu pieniądze z urzędu wojewódzkiego.
Placówka przeszła kontrolę urzędu wojewódzkiego, która wykazała nieprawidłowości zachodzące w placówce. Niestety, część przykładów przytoczonych przez byłych pracowników została potwierdzona. – Jesteśmy po kontroli. Na dniach – wraz ze starostą – mamy spotkać się z siostrą wizytatorką. Naszym głównym celem jest ułożenie i wdrożenie programu naprawczego, na co siostra dyrektor ma trzydzieści dni. Jest kilka rzeczy do zrobienia i będziemy tego oczekiwać jako powiat, takie jest też stanowisko starosty. Trzeba będzie opracować też harmonogram kontroli, dotyczących zapewnienia standardu i poszanowania godności mieszkańców. Takie sytuacje nie mogą się powtarzać – powiedział Andrzej Piotrowski, dyrektor PCPR w Krotoszynie.
Sprawą Domu Pomocy Społecznej w Zdunach zajmuje się też prokuratura.
(LENA)
Comments are closed