Bunt przedsiębiorców zatacza coraz szersze kręgi
- Strona Główna
- /
- Aktualności
- /
- Bunt przedsiębiorców zatacza coraz...
Przeciągające się obostrzenia, które dotykają wiele branż działalności gospodarczej, powodują, że coraz liczniejsze grono przedsiębiorców buntuje się przeciwko takiemu stanowi rzeczy. Mimo zakazów, nałożonych przez państwo, otwierają się choćby niektóre lokale gastronomiczne czy hotele.
Ale nie tylko. W miniony weekend głośno było o jednym z klubów nocnych w północnej części kraju, który zorganizował imprezę na blisko 500 osób. Media ogólnopolskie informowały także, iż jedna z popularnych sieci sprzedających sprzęt elektroniczny otwarła niektóre ze swoich punktów.
Przypomnijmy tylko, że już od dłuższego czasu zamknięte są sklepy w galeriach handlowych (z małymi wyjątkami), hotele, siłownie czy kluby fitness, a restauracje mogą świadczyć jedynie usługi na wynos i na dowóz. Przedsiębiorcy mają już dość restrykcji i – jak twierdzą – niedługo nie będą mieli czego otwierać, a jedyne, co im pozostanie, to nieuniknione widmo bankructwa. Zatem nic dziwnego, że bunt przedsiębiorców się rozlewa po całym kraju. Już tydzień temu oficjalnie część restauratorów, hotelarzy, właścicieli stoków narciarskich czy klubów nocnych otworzyło się wbrew zakazowi.
Właściciele restauracji próbujący wznowić działalność powołują się na korzystne wyroki sądów dla wyłamujących się z restrykcji przedsiębiorców. Inni wykazują się niemałą kreatywnością i wymyślają rozmaite sposoby na obejście przepisów.
Rząd oczywiście nie zamierza przyglądać się buntowi z założonymi rękami i zaczęły się zmasowane kontrole policji i sanepidu. Przedsiębiorcę, który złamał zakaz, czeka nie tylko mandat czy kara do 30 tysięcy złotych, ale także utrata pomocy ze strony państwa w ramach Tarczy Finansowej. Do tego policja może „dołożyć” odpowiedzialność karną za narażanie życia i zdrowia, co jest zagrożone karą nawet do ośmiu lat pozbawiania wolności.
A jak na to zapatruje się ogół społeczeństwa? Wszystko wskazuje na to, że niewiele jest osób, które w tej sytuacji poparłyby stanowisko rządzących. Wprost przeciwnie. Zdecydowana większość bowiem stoi po stronie przedsiębiorców, którzy próbują wyzwolić się spod nałożonego przez państwo jarzma, czyniąc to nie z powodu przekory czy w imię jakiejś wyższej idei, lecz z przyczyn stricte ekonomicznych, bytowych. Ci ludzie zwyczajnie nie chcą stracić źródła – często jedynego – dochodu. Wszak za coś trzeba żyć… A już o ewentualnej utracie dorobku całego życia, w przypadku zaglądającego w oczy bankructwa, nawet nie ma sensu wspominać. Trudno więc nie rozumieć ich racji.
Na naszym profilu facebookowym zapytaliśmy internautów, co sądzą o tym, że pewna restauracja, mimo zakazu, zaczęła ponownie prowadzić normalną działalność stacjonarną. Zapytaliśmy też, czy w naszym powiecie lokale gastronomiczne powinny pójść tym tropem.
Pod postem pojawiło się blisko 200 komentarzy! Prezentujemy kilka z nich, dodając, że niemal wszystkie są w podobnym tonie. Z poniższych wypowiedzi wyłania się – chyba można pokusić się o taką konstatację – ogólna opinia zdecydowanej większości Polaków. Co więc napisali nasi „fejsbukowicze”? Poczytajcie:
– Oczywiście, że tak, wystarczy zachować obostrzenia i nie ma problemu. W kościołach jest więcej zgromadzonych ludzi i nie wadzi to nikomu. W końcu i w Krotoszynie idą w ślad za innymi, są same restrykcje, a czy ktoś zapytał, za co ludzie mają żyć? Swoje portfele mają uzupełnione, im starczy. Pan Morawiecki chciał, żebyśmy robili za miskę ryżu, ale niedoczekanie jego. Czy my jesteśmy dla państwa czy państwo dla nas?
– Popieram, to przecież ich praca. Markety też są otwarte, a tam dziennie przewija się więcej ludzi niż w restauracjach.
– Oczywiście, że tak, ponieważ upadek gospodarki jest dużo groźniejszy niż ryzyko zachorowania na „wirusa”. Prawdziwego świrusa to dostają ludzie, którzy tracą dorobek całego życia. Niestety „pomoc” rządowa starczyła na waciki…
– Rząd przyczepił się do wybranych branż i je rozłożył na łopatki, ze względu na niby zagrożenie świrusem. Zastanawia mnie, czy tego świrusa nie ma w marketach, kościołach, sejmie, przedszkolach, firmach, magazynach? Czy może tam się nie można zarazić, a w restauracji już tak. Tu nie chodzi o świrusa, tylko o wykończenie części firm z danych branż. (…) Rząd wydał rozporządzenie. Na jakiej podstawie zakazuje ludziom pracy? Na jakiej podstawie zakazują ludziom z domów wychodzić? Rozporządzenia mogą sobie wsadzić. Żadne rozporządzenia nie są ponad prawem, ustawą czy konstytucją. Nie został wprowadzony żaden ze stanów nadzwyczajnych, a oni ludzi w domach zamykają. Kiedyś robili doświadczenia na królikach, myszach itd., a że zwierzęta są chronione, to zaczęli robić je na ludziach i obserwują ludzkie zachowanie. Każdy ma prawo do własnych wyborów i tego się trzymajmy. Policja nie przyjedzie do włamania, bo są w restauracji czy siłowni na kontroli. Paranoja.
– A na co wszyscy mamy czekać? Na Armagedon? Z wirusami i chorobami cywilizacyjnymi musimy się mierzyć codziennie. Każdy chce być zdrowy, mieć pracę, dom. Nikt nas niestety nie zwolni od płacenia podatków… Kiedy biznesy upadną, nikt nam nie pomoże.
– Oczywiście, że tak. Chcemy normalności. W państwie bezprawia, które bazuje tylko na pseudo rozporządzeniach bez podstaw prawnych, zamykanie lokali i odbieranie ludziom prawa do pracy i do zarabiania na utrzymanie siebie i rodzin to była wielka porażka rządu. Tarcze mogą sobie wsadzić wiadomo gdzie. Odebrali nam prawie wszystkie prawa człowieka.
– Oczywiście. Markety otwarte, w kościołach dużo ludzi. Panowała grypa i nikt nikogo nie zamykał.
Widać więc, że sfrustrowani są nie tylko przedsiębiorcy, ale prawie wszyscy Polacy (a już na pewno większość). Dlatego często zadajemy sobie i innym pytanie „czy można było zrobić coś inaczej?”. Z pewnością wielu z nas od razu odpowie twierdząco. Ale już na pytanie „jak?” niewielu będzie miało gotową odpowiedź.
ANDRZEJ KAMIŃSKI
Comments are closed